Wydział Sztuki w Mieście 3.0: młodzi artyści szturmują Kraków

Mural pod mostem, „Głowa do wycierania” w wilgotnej piwnicy na Kazimierzu i duszna dżungla w Rynku. Do tego przejażdżki autobusem-ogórkiem, nocny piknik na uczelnianym dziedzińcu, warsztaty plastyczne dla dzieci i parę innych atrakcji. Zakończył się Wydział Sztuki w Mieście 3.0. Festiwal artystyczny organizowany przez studentów, doktorantów i wykładowców Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego nie zamyka się w murach uczelni. Przez czerwcowy tydzień młoda sztuka jest w całym mieście!

Choć zaczęło się od inauguracji na uczelni, to Wydział Sztuki szybko wyniósł się na miasto. – Patrzyliśmy na słabości kształcenia uniwersyteckiego w tym obszarze. Kiedy wszystko dzieje się w murach uczelni, tylko ktoś naprawdę bardzo zainteresowany ma w to jakiś wgląd – mówi dziekan Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego Alicja Panasiewicz. Dlatego podczas corocznego uczelnianego festiwalu sztuki, młodzi artyści prezentują swoje prace w całym mieście, a do oglądania zapraszają Krakowian. – W takiej formule wyjścia do ludzi jest możliwość pokazania tego szerszej publiczności oraz medialnego nagłośnienia. Jest w tym też cel „merkantylny” – studenci, którzy się pokazują, mogą zostać dostrzeżeni przez kuratora, pracodawcę czy choćby znajomych – tłumaczy dziekan Panasiewicz. Być może oglądaliśmy wczesną twórczość jakiejś przyszłej gwiazdy, która za parę lat będzie się wystawiać w nowojorskim New Museum czy londyńskim Tate Modern. Niektórzy już robią kariery. Kornel Janczy i Marta Sala, których prace mogliśmy oglądać na festiwalowych wystawach, to coraz gorętsze nazwiska.

– Całkowicie odchodzimy od modelu wystawy końcoworocznej, czyli pokazywania procesu dydaktycznego. W ogóle nie o to chodzi. Pomysł był taki, żeby maksymalnie studentów włączyć. I podnieść u nich także kompetencje społeczne, które są bardzo potrzebne w późniejszym życiu. Czyli na przykład znalezienie galerii, pozyskanie funduszy, dogadanie się z ludźmi. Taka umiejętność promowania samego siebie w przestrzeni społecznej, w której funkcjonujemy. Chodzi nie tylko o tworzenie czegoś ciekawego, ale także umiejętność pokazania tego. Osoby, które organizowały poszczególne wystawy, same deklarowały warunki. Czy to będzie jeden temat, czy open call dla studentów z różnych kierunków. Chodziło o to, żeby to nie był jeden szablon, żeby  żywo reagować na potrzeby studentów – relacjonuje dziekan Panasiewicz.

Aleksandra Twardowska_Systemy Lamelli (4)

Studenci skorzystali z tej okazji, na co świetnym przykładem jest intermedialna, czyli prezentująca różne techniki, wystawa „Rozziew”. – Zastanawialiśmy się jak ma wyglądać formuła w tym roku i czy ma być podobna do ubiegłorocznej. Zauważyłyśmy brak wystawy intermedialnej i postanowiłyśmy zorganizować taką, gdzie zbierzemy w jedno miejsce działania intermedialne z całego wydziału – mówi współkuratorka Martyna Tokarska. Ogłoszono open call – studenci sami mogli zgłaszać swoje prace. – Miałyśmy odzew z całego wydziału. Naprawdę było z czego wybierać. – cieszy się Tokarska. – Kuratorowaliśmy to w trzy osoby: ja, Magdalena Klimkowicz i Adam Panasiewicz, który jest wykładowcą u nas na uczelni. To jest moja i Magdy druga praca przy wystawie. Były długie posiadówy i rozmowy o każdej pracy, bardzo merytoryczne. To było fajne doświadczenie. Nauczyłyśmy się współpracować z ludźmi.

A jak wygląda kuchnia kuratorowania? – Praktyczną trudnością przy takiej wystawie intermedialnej jest załatwianie sprzętu. A zawsze trzeba go mnóstwo – przedłużacze i takie rzeczy. My mieliśmy możliwość dostać go z uczelni. Przestrzeń do której wchodzisz też jest bardzo istotna. W Otwartej Pracowni do niektórych ścian dało się wbić gwoździa, a do niektórych w ogóle. Musiałyśmy kombinować jak zainstalować prace żeby się nie poniszczyły, jaka jest najlepsza taśma do przyklejania. Znalazłyśmy ją na Kazimierzu, taka czerwona, dwustronna, na piance jest zajebista – zdradza Tokarska.

Oczywiście widzowie nie zdawali sobie z sprawy z tych trudności, bo kiedy weszliśmy do Otwartej Pracowni wszystkie instalacje i zdjęcia były na miejscu. Przed wejściem do galerii, w podwórku-studni starej kamienicy przy Dietla prezentowano z kolei artefakty z „Nici z parkingu”. W happeningu/proteście przeciw wycince drzew i budowie parkingu pod Placem Inwalidów wzięli udział studenci Wydziału Sztuki wraz z wykładowczynią Cecylią Malik, znaną krakowską artystką i miłośniczką drzew. Otwarta Pracownia była też ostatnim przystankiem na trasie autobusu, który pierwszego dnia festiwalu woził uczestników od wernisażu do wernisażu. Zabytkowy pojazd nazywany pieszczotliwie „ogórkiem” stał się już symbolem-maskotką Wydziału Sztuki w Mieście i widnieje nawet na plakatach promujących imprezę.

A ciekawych wydarzeń tego dnia był jeszcze kilka. Magiczna była wystawa „Sen” w Muzeum Historii Fotografii. Prezentowane były prace studentów i wykładowców, którzy działają w kole naukowym „Kwadrat”. Była to niemal w całości klasyczna fotografia analogowa, która współcześnie traci na znaczeniu i popularności. W ramach wystawy „Systemy” w Galerii Lamelli na Mikołajskiej, mogliśmy obejrzeć prace doktorantów Wydziału Sztuki. – Nie planowaliśmy jej specjalnie, padł pomysł co zrobić i wszyscy przynieśli prace inspirowane algorytmami, systemami i danymi. Były to jakieś maksymalnie uproszczone formy, właściwie to esencja wyciągnięta z miliona pomysłów – tłumaczy Monika Stolarska. Jej animacja „Kobieta, mężczyzna, kot” to zapis codziennych ścieżek tytułowych bohaterów, którzy przemieszczają się w obrębie dużego pokoju w niewielkim mieszkaniu. W Galerii Pracownia Pod Baranami na Rynku wyrosła dżungla. Tłumek zgromadzony pod wejściem żywo komentował, że tytuł wystawy „Żar tropików” idealnie opisuje, to czego doświadcza się w środku. Prace umieszczone były w dusznym i wilgotnym labiryncie, który przenosił nas z Krakowa w tropiki. W galerii można było też dostać magazyn „Wczasy”, wydawany przez studentów Wydziału Sztuki. To prawdziwe cacko, gdzie nawet okładka jest małym dziełem sztuki. W Małopolskim Ogrodzie Sztuki mogliśmy obejrzeć, a nawet dotknąć pomysłów studentów wzornictwa. Był obwoźny serwis rowerowy, zakładka do książki, która jednocześnie jest doniczką i siedzisko z siana.

 

Kamila Turek_Słowa i obraz_07

 

Wystawa „Doktorspiele” wyciągała widza nie tylko z emocjonalnego „comfort zone”, ale i geograficznego. Żeby na nią dotrzeć, trzeba było wychylić się ze znanych i oczywistych rejonów Krakowa i pojechać do Nowej Huty. Przestrzeń wystawiennicza na osiedlu Górali mieści się w dawnym warsztacie dla autobusów. – Nowa Huta jest trudna. Nawet ludzie stąd, którzy mogliby przyjść do galerii i tak jadą do centrum, bo są przyzwyczajeni – tłumaczy Ernest Ogórek, doktorant na Wydziale Sztuki, który szefuje ArtZonie. Artyści z UP skutecznie zamieniają nowohucką pustynię w małą oazę sztuki. – ArtZona stała nadworną przestrzenią wystawienniczą Wydziału Sztuki, wcześniej były tu wystawy w ramach Kraków Photo Fringe i Krakersa – dodaje Ogórek. – Po tej wystawie będziesz miał tu kolejeczkę – komentuje Krzysztof Kamil Kamiński, który w ArtZonie prezentował serię grafik „Beauty Never Lies”. Nóżki wieprzowe z pomalowanymi pazurkami mierziły i jednocześnie fascynowały. – To jak z „Delicatessen”! – komentowano, a skojarzenie z czarną komedią o rzeźniku-kanibalu wydaje się całkiem na miejscu.

Wydział Sztuki w Mieście to też okazja do zabawy dla studentów, jednak dziekan Panasiewicz podkreśla, że to zupełnie inna estetyka niż Juwenalia. Pierwsza festiwalowa impreza to wieczorny piknik na dziedzińcu Wydziału Sztuki przy ulicy Mazowieckiej. – Było bardzo luźno, a zabawa ciągnęła się długo. Festiwal to też zakończenie zajęć. Taki punkt, do którego wszyscy wielkim wysiłkiem dążymy. Więc jest rozprężenie – komentuje dziekan. Festiwal zwieńczył finisaż, który w tym roku odbył się w modnym klubie Betel na placu Szczepańskim. Wydział Sztuki w Mieście był też kolejnym dowodem na to, że Kraków wcale nie jest taką estetyczną konserwą. Sztuka bywa onieśmielająca. Dlatego wielką zaletą festiwalu jest jego niezobowiązująca, a momentami wręcz piknikowa atmosfera. – Myślimy już o kolejnych edycjach. Mam nadzieję, że to się stanie taką nową, świecką tradycją – snuje plany dziekan Panasiewicz.

Halina Jasonek

Dodaj komentarz

-->