Wojna o Hummus. Historia kulinarnego konfliktu między Izraelem, a Libanem

Wyobraźmy sobie idealny świat, gdzie Polska konkuruje z Finlandią o tytuł najlepszego producenta wódki, która nie powoduje porannego bólu głowy. Świat, gdzie Argentyna walczy z Anglią nie o Falklandy/Malwiny, a o miano najlepszej drużyny piłkarskiej na świecie. Gdzie Rosja mierzy się z Ukrainą o miano mistrzów lepienie blinów, aż wreszcie wyobraźmy sobie globalną wioskę, gdzie Izrael rywalizuje z Libanem o bycie ojczyzną hummusu … ale chwileczkę, takie współzawodnictwo ma miejsce już od kilkudziesięciu lat.

Od Saladyna po Sokratesa

Najsłynniejszym i jednocześnie bezkrwawym konfliktem, który spędza sen z powiek światowej opinii publicznej, a zwłaszcza kulinarnych zapaleńców w Izraelu i Libanie jest tytułowa „Wojna o Hummus”. Zanim jednak przejdziemy do opisania pojedynków na ‚największy talerz hummusu’ czy wojnę o zastrzeżenie praw do nazwy to warto przybliżyć historie tej pasty z ciecierzycy. Pierwsze podania mówią o tym, że potrawa została wymyślona jeszcze w czasach średniowiecznych wypraw krzyżowych przez sułtana Saladyna. Dzięki licznym badaniom archeologicznym, wiemy natomiast, że pierwsze ziarna ciecierzycy znaleziono w najstarszym mieście na świecie – Jerychu, znajdującym się dzisiaj na terenie Autonomii Palestyńskiej. Pochodzące stamtąd ziarna datuje się na 9 000-10 000 lat temu, co oznacza, że główny składnik hummusu był już znany na Bliskim Wschodzie – na długo przed tym, nim Chińczycy poznali ryż. Ciekawostką niech będzie fakt, że zdrowotne działanie hummusu (m.in poprawa samopoczucia) wpłynęło pozytywnie na najsłynniejszych filozofów ludzkości – Sokratesa i Platona – gdyż dowodzą temu liczne wspomnienia greckich myślicieli, którzy bez opamiętania zajadali się hummusową pastą. Można zaryzykować stwierdzenie, że, gdyby nie hummus to Sokrates nigdy nie wypowiedziałby sławetnego: „Wiem, że nic nie wiem”, a ludzkość dalej żyłaby w nieświadomości.

III Wojna Libańska

Izraelsko-libańskie konflikty należą do tej czarnej karty historii, o której chcieliby zapomnieć wszyscy. Pełne niewytłumaczalnej agresji, nienawiści i krwi niewinnych osób. Natomiast w tle polityczno-militarnych rozgrywek na pierwszy plan wysuwa się kulinarny spór o to: „Kto tak naprawdę wymyślił tą jedną z najbardziej genialnych potraw Bliskiego Wschodu? Liban czy Izrael?” Wbrew pozorom konflikt ten jest na tyle poważny, że na słynnym Uniwersytecie Princeton grupa palestyńskich studentów postanowiła (skutecznie!) zablokować sprzedaż hummusu firmy Sabra, która według Palestyńczyków miała ściśle współpracować z Izraelem. Libańczycy twierdzą, że hummus jest ich. Tak jak Polacy wywalczyli oscypka, wyrabianego z mleka z polskich kóz, tak Libańczycy chcą, aby hummusem nazywać tylko ten wyrabiany w okolicach Bejrutu. Izraelczycy nie śmią nawet o tym myśleć, wszak to oni są krajem, który eksportuje najwięcej tego przysmaku na świecie, a także to Oni są narodem, który spożywa go najwięcej, bo aż 10 kilogramów rocznie! Wojna o hummus na dobre rozpoczęła się w październiku 2009, kiedy to Libańczycy ustanowili nowy rekord Guinnessa, przygotowując ponad dwutonowy talerz pasty z ciecierzycy. Jak to w przypadku Izraela na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Rok później w miejscowości Abu Gosh, słynącej z najlepszego hummusu na świecie, co może potwierdzić nie tylko redakcja, ale również sam Robert Makłowicz, który jeden ze swoich odcinków w całości poświęcił temu fascynującemu miasteczku nieopodal Jerozolimy – Izraelczycy przygotowali ponad dwukrotnie większy talerz tego przysmaku. W tym miejscu warto zaznaczyć, że Abu Gosh to miasteczko wyjątkowe również z innego powodu. To idealny przykład na zgodną koegzystencję: Muzułmanów, Żydów oraz Chrześcijan i dowód na to, że możemy się pięknie różnić. Jeśli będziesz planował w najbliższym czasie wycieczkę do Izraela, a na Twojej trasie z Tel Awiwu znajdzie się odwieczna stolica Izraela – Jerozolima – to zjedź z głównej trasy nr 1 do Abu Gosh. Przywitają Cię tam z otwartymi rękoma, a także wielkim (niekoniecznie dwutonowym) talerzem hummusu. Kiedy wydawało się, że izraelscy mieszkańcy Abu Gosh będą mogli pochwalić się wieczną obecnością w Księdze Rekordów Guinnesa w dniu 8 maja 2010 roku – młodzi Libańczycy z Uniwersytetu Al-Kafaat z szefem kuchni Ramzi Choueiri na czele przeprowadzili tzw. uderzenie ostateczne, śrubując rekord świata do niewyobrażalnych rozmiarów: 10,452 kg, czyli ponad 10 ton! Liczba kilogramów przygotowanego przysmaku nie jest przypadkowa, gdyż nawiązuje symbolicznie do całkowitej powierzchni Libanu wyrażonej w metrach kwadratowych.

Make hummus not war

Konflikt ten jest również szeroko obecny w popkulturze, gdyż australijski reżyser Trevor Graham w swoim arcyzabawnym dokumencie pt. „Make hummus not war” ukazuje kulisy tego konfliktu, prezentując urokliwe knajpki na zatłoczonych ulicach Jerozolimy, Bejrutu, Tel Awiwu, Ramallah czy Nowego Jorku, gdzie z wielkim uśmiechem na twarzy prowadzone są spory i wszelkiego rodzaju dysputy o pochodzeniu pasty z cieciorki. Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, których interesuje bliskowschodnia kuchnia i kultura. Jeśli jednak jesteście fanami – eufemistycznie ujmując – mniej ambitnych produkcji to opisywany problem pojawia się również w głośnej komedii o wdzięcznym tytule „Nie zadzieraj z fryzjerem” z Adamem Sandlerem w roli głównej. Pojawia się tam niezwykle patetyczna scena, gdzie główny bohater Zohan ratuje z pożaru swojego największego wroga, libańskiego terrorystę o imieniu Fantom. I nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że do gaszenia wspomnianego pożaru Zohan – zamiast proszku gaśniczego – używa hummusu. I tak jak pożar jest na swój sposób symbolem konfliktu izraelsko-libańskiego, tak przepyszna pasta z cieciorki jest tym, co ten pożar gasi. Wracając do genialnego dokumentu Grahama – w „Make hummus not love” najbardziej zapada w pamięć zdanie, które pada z ust jednej z bohaterek, że „Kiedy się razem je, nie można się zdradzić”, dlatego apeluje do wszystkich, aby wspólnie z rodziną, przyjaciółmi, a także naszymi wrogami pochylić się nad kolejną porcją hummusu, pełnego aromatycznych przypraw jak: szafran, curry, za’atar czy sumak i oddać się głośnym rozmowom, pełnym szczerości i niewinnego śmiechu, zapominając o wszelkich waśniach czy różnicach.

Autor: Kacper Ponichtera

Dodaj komentarz

-->