Malwina Konopacka – projektantka i ilustratorka, i Piotr Kowalski – menedżer projektów technologiczno- -społecznych, oraz ich córki: Julka (7 lat), Anielka (5 lat) i Tereska (niecały rok), opowiadają o swoich ulubionych miejscach w Warszawie.
Po pojawieniu się dzieci nasz tryb życia zmienił się z nocnego na dzienny – rzadziej imprezujemy, za to częściej robimy coś razem w ciągu dnia. Niedawno na świat przyszła nasza najmłodsza córka, Tereska, więc raczej nie chodzimy np. na huczne wernisaże w MSN. Wciąż zwiedzamy wystawy, ale całą rodziną i w mniej obleganych porach. Podczas oglądania wymyślamy z dziećmi różne zadania, żeby je zająć – np. liczenie kotów, które można dostrzec na pracach.
Jako rodzice odkryliśmy wiele miejsc na nowo – np. rejony nad Wisłą, które nocą stają się wielką imprezownią, w dzień świetnie się sprawdzają jako miejsce dla rodzin. Czas wolny spędzamy głównie na Żoliborzu, w zasięgu spaceru. Nie jesteśmy zwolennikami zorganizowanych zajęć i nie chcemy, żeby w sobotę dzieciaki musiały się zrywać o świcie, bo muszą iść na balet. Zamiast tego wolimy ze sobą gadać, razem coś ugotować czy kupić pudełko lodów na wynos i zrobić w parku zabawę w lodziarnię.
Nasze dzieci mają w okolicy bardzo dużo miejsc, które uważają za swoje i z którymi się utożsamiają – np. Anielka przez pół swojego życia była przekonana, że rzeźba „Macierzyństwo” Aliny Szapocznikow w parku im. Żołnierzy Żywiciela przedstawia ją i mamę, więc za każdym razem, kiedy obok niej przechodziła, musiała ją pogłaskać i przytulić.
W weekendy czasem wyjeżdżamy z miasta albo jedziemy do rodziców Malwiny na Pragę, w okolice placu Hallera. Przy Namysłowskiej jest bazarek, na który przyjeżdża mnóstwo ludzi i sprzedaje drobiazgi, których już nie potrzebuje. Dzieci mają ogromną frajdę, bo mogą znaleźć na nim różne ciekawe rzeczy. Chcemy, żeby wiedziały, że nie wszystko bierze się ze sklepu i nie wszystko, co się kupuje, musi być nowe. Na bazarku są pojedyncze egzemplarze zabawek i bibelotów, więc uczą się decydowania, wybierania i zarządzania swoim kieszonkowym budżetem.
Staramy się unikać miejsc z zestawami dziecięcymi. Chcemy, żeby nasze dzieci jadły podobnie do nas i żeby były takimi samymi gośćmi restauracji jak my. Dlatego nie zależy nam na kąciku dla dzieci i innych wymysłach tego typu. Często chodzimy do Jaskółki – małego bistro po sąsiedzku. Mają tam głównie wegetariańskie i wegańskie dania, a składniki są dobrej jakości, więc dzieci mogą jeść to, co my. Po obiedzie czasem wpadamy na lody do Le Local. Ostatnio spędziliśmy weekend na Mokotowie i odwiedziliśmy Vege Małpę – nowe, wegańskie miejsce. Pycha! Na wysokości Centrum Olimpijskiego przy Wiśle odkryliśmy też niedawno Boogaloo, czyli pyszne meksykańskie jedzenie – świetne tapasy w niepozornym barku nad Wisłą.
Warszawa jest miastem przyjaznym dla rodziców, chyba że na przystanek podjedzie akurat tramwaj wysokopodłogowy albo wylądujesz w jakimś szczególnym miejscu, z którego trudno się wydostać – kiedyś było tak np. z podziemiami w okolicach Rotundy. W knajpach podaje się coraz częściej zdrowe jedzenie i zdrowe słodycze, których nie boisz się podać dzieciom. Liczymy też, że Warszawa stanie się bardziej przyjazna rodzinom także zimą i uda się zmniejszyć zimowy smog, który znacznie ogranicza rodzinne ruchy.
Foto: Filip Skrońc
Wysłuchał: Jonasz Tolopilo
202 komentarze