Poziom Niepewności – wywiad z Marcinem Kowalczykiem

Niezależny, wycofany, groźny. Tak widzą go reżyserzy, którzy najczęściej proponują mu rolę chłopaka w kapturze, z jointem w dłoni. Poza kapturem nic się jednak nie zgadza. Marcin Kowalczyk, jakiego spotykam, jest serdeczny i raczej zaangażowany.

Nagroda im. Cybulskiego za rolę Magika w „Jesteś Bogiem”, Złota Kaczka dla najlepszego aktora i Złoty Lew za debiut. Trzy nagrody i tylko dwa pełnometrażowe filmy w dorobku. Telefon się nie rozdzwonił?
Rozdzwonił.

Ale jakoś nic z tego nie wynikło.
Dla mnie bardzo dużo z tego wynikło. Oprócz tych dwóch filmów zrobiłem jeszcze kilka krótkich metraży i kolejną fabułę – „Hel”. Nie odrzucam projektów z marszu. Zawsze chcę się dowiedzieć, kto stoi za scenariuszem. Dopiero wtedy wiem, czy coś z tego będzie.

Nie z każdym reżyserem pewnie można dyskutować. Nie zagrałbyś u Wajdy?
Nie miałem okazji przekonać się, czy można dyskutować z Wajdą. Ale jeśli ogólnie chodzi ci o autorytety, to mam z nimi problem. Moim zdaniem tak naprawdę ich nie ma. Chcę pracować z ludźmi, których interesuje moje podejście nie tylko do roli, ale też do filmu. Nie jestem zleceniobiorcą.

Nie masz poczucia, że pracując z kimś bardziej doświadczonym, nawet nie na twoich zasadach, mógłbyś po prostu czegoś się nauczyć? W końcu dopiero skończyłeś szkołę, masz 26 lat i trudno oczekiwać, że od razu będziesz dojrzały.
Dojrzały? Ja nie chcę być dojrzały. Dojrzały do czego? Żeby wiedzieć? Chciałbym utrzymać pewien poziom niepewności i wątpliwości w swoim życiu. Lubię zadawanie pytań.

Mistrzów też można pytać.
Pewnie tak. Jestem przekonany, że ktoś może mną pokierować tak, że coś z tego wyniosę. Pytanie, czy ja mu ufam nie jako artyście, ale jako człowiekowi, bo choć może wyjść z tego coś ciekawego artystycznie, to moje człowieczeństwo może przy tym ucierpieć. Nie chcę spotykać się z manipulantami. Chcę być partnerem.

Resztę wywiadu z Marcinem Kowalczykiem przeczytacie w najnowszym numerze naszego magazynu

Dodaj komentarz

-->