Na górze róże, na dole też

Pokaż mi swój balkon, a nic już nie powiem. Tak mogłoby brzmieć hasło konkursu „Warszawa w kwiatach i zieleni”, który od 31 lat nagradza właścicieli najpiękniejszych ogrodów, balkonów, a nawet parapetów. Inwencja miejskich ogrodników odbiera mowę. Systemy irygacyjne, podwieszenia, konstrukcje ze skrzynek. W końcu, czego się nie zrobi dla dyplomu, uścisku prezydenta i Warszawy oczywiście. Bo to o piękne miasto najbardziej tu chodzi.

foto_na_www130

– Rozmawiać z nimi, że ojej. Więcej, całować! – śmieje się pani Wiesława, wielokrotna laureatka konkursu, gdy doradza, jak hodować kwiaty. Wygląd jej balkonu, który bezsprzecznie jest najpiękniejszy w Ursusie, a może i w całej Warszawie, sugeruje, że można uwierzyć jej na słowo. Ważna jest więc rozmowa, najlepiej szczera (pani Wiesława kiedyś oszukała kwiaty, mówiąc im, że wcale nie idzie jesień – wówczas obraziły się i zwiędły), woda w nieograniczonych ilościach (kwiaty Wiesławy gustują w oligoceńskiej sumiennie przynoszonej przez nią w baniakach) i cierpliwość. Nie tylko samej ogrodniczki, ale też najbliższych, bo balkon to sprawa wagi państwowej. – Jak wchodzę do domu, to najpierw idę na balkon z kwiatkami porozmawiać, a dopiero potem do kuchni mężowi ugotować – dodaje. Od marca, a właściwie od lutego, bo to wtedy kwitną pierwsze balkonowe myśli, pani Wiesława ma głowę w kwiatach. – Nie jeździmy na wakacje, nie wyjeżdżamy na weekendy. Całe lato zajmujemy się balkonem – mówi. To „my” jest raczej kurtuazyjne, bo pani Wiesława do kwiatów męża nie dopuszcza. – Ten, kto posadził, ten się opiekuje. Ja o nich wiem wszystko. Czuję ich nastroje. Bałabym się komuś je zostawić – tłumaczy. Mąż więc nosi wodę i ziemię i skrzętnie notuje, ile przestrzeni zabrały już mu rośliny. – Słabość mam. Jak na śmietniku roślinkę znajdę, to do domu zawsze przyniosę albo na przecenach wypatrzę. Powstrzymać się po prostu nie mogę – opowiada. I rzeczywiście, jej mieszkanie jest całe w zieleni. Każdy możliwy kąt zajmują doniczki. Dziwią tylko plastikowe kwiaty w wazonie na stole. Widocznie do ciętych zabrakło już pani Wiesławie cierpliwości, ale przy takim balkonie można jej to wybaczyć.

foto_na_www150

Pelargonie kontra brzydaki
Rzędy skrzynek są trzy, do tego podwieszane pod sufitem doniczki i kilka postawionych na podłodze. Całość tworzy gąszcz, przez który nie da się praktycznie przecisnąć. Na balkonie jest miejsce tylko na dwa krzesełka. Wieczorami pani Wiesława siada na nich z mężem i podziwia swoje dzieło. Przy okazji opowiada kwiatom o tym, co jej się przytrafiło w ciągu dnia. Oczywiście największe wrażenie balkon nie robi od strony mieszkania, tylko z zewnątrz. Pani Wiesława przynajmniej raz dziennie wychodzi z bloku, żeby obejrzeć swoje kwiaty. W tym roku zasadziła je, zgodnie z sugestią organizatorów konkursu, w kolorach flagi Warszawy. Na górze są więc intensywnie żółte odmiany, a na dole czerwone. Ma też specjalne miejsce w oknie, z którego zerka sobie na balkon. Bo kwiaty to całe jej życie. – O konkursie usłyszałam pierwszy raz w 1996 r. Zrobiłam zdjęcie mojemu balkonowi i wygrałam. Od tej pory startuję co roku. Lubię, jako ktoś docenia moją pracę – tłumaczy. Problemem są tylko sąsiedzi, którzy nijak nie chcą się kwiatową pasją zarazić. – Kiedy przyjeżdża komisja, muszę cały blok obejść i prosić, żeby prania nie wieszali. Ludziom szkoda pieniędzy na kwiaty. Balkon traktują jak pokój na graty – opowiada. Na szczęście nie wszyscy.

Więcej o najpiękniejszych balkonach stolicy przeczytacie w najnowszym numerze Aktivista TUTAJ.

Dodaj komentarz

-->