„Chrononauci” i „Głębia” to dwa komiksy sci-fi, które pokazują kompletne różne podejście do narracji i gatunku. Efekt końcowy jest jednak zaskakujący zbliżony.
Mark Millar to ceniony scenarzysta, autor głośnej „Wojny Domowej” dla Marvela (o prawie do prywatności, transparentności i działaniu w masce herosów) i „Kick-Assa”, który łamie konwencje superbohaterskie. W „Chrononautach” podąża jednak utartymi szlakami, sięgając po sprawdzone klisze i motywy od powieści groszowych po współczesną popkulturę.
Początek jest świetny. Dwóch naukowców przygotowuje się do podróży w czasie, a wszystko ma być transmitowane jako realisty show. Jednak podczas samego skoku coś idzie nie tak i sprawy komplikują się. I tu zaczyna się problem, bo akcja gna, wydarzenia mnożą się jak bakterie na szalce Petriego, ale brak im napięcia i kompletnie siadają emocje. Pojawia się nawet znużenie.
Przygody dwóch naukowców to satyra, która pokazuje, że nawet z jajogłowych wychodzi chłopiec, który chce być królem i machać większą pukawką niż inni. Samo zakończenie niestety zeruje ten układ. Miała być dobra zabawa i męska przyjaźń, wyszło pseudomoralizowanie, w którym rodzina jest cenniejsza niż skakanie w czasie, żeby stać się gwiazdą rocka lub gangsterem. Z drugiej strony, może żeby to zrozumieć, trzeba przejść drogę głównych bohaterów? Fajnie wypadają szkicowe, szybkie, ale wyraziste rysunki Seana Murphy’ego.
Rick Remender napisał wiele historii dla Marvela, a także sci-fi „Black Science” o międzywymiarowych podróżach. W jego postapokaliptycznej „Głębi” życie toczy się głęboko pod wodą, ale czas ludzkości jest bliski, bo słoneczne promieniowanie niedługo pozabija wszystko na planecie. Są też Caine’owie, bogaty i wpływowy ród. On to wojownik, dla którego liczy się teraźniejszość. Ona jest marzycielką, która wierzy, że ludzkość dostanie drugą szansę. Podczas rodzinnej łowieckiej wyprawy zostają napadnięci…
Scenarzysta chce grać na kilku boiskach jednocześnie. Z jednej strony jest najwyższa stawka, jaką jest przyszłość ludzkości, z drugiej tragiczne losy rodziny, zwłaszcza dzieci. Te dwa dramaty w różnej skali miały gwarantować i rozmach fabuły, i napięcie narracji. Niestety historia jest szarpana. Dłużą się też rozmowy bohaterów, w których albo czytelnik poznaje świat, albo bohaterowie tłumaczą się ze swoich emocji. Jak tsunami przychodzą volty fabularne, które przewracają wszystko do góry nogami.
Remender nie patyczkuje się z bohaterami i to trzeba zapisać mu na plus, bo główny bohater zmienia się i pcha fabułę w nieoczekiwaną stronę. Sama historia wygląda jednak, jakby scenarzysta nie mógł się zdecydować, o czym to ma być opowieść. Żadne z bohaterów nie budzi sympatii. Ich dekadenckie problemy wywołują wzruszenie ramion. Na domiar złego Greg Tocchini rysuje niechlujnie i trudno czasem połapać się, kto z kim i dlaczego.
Oba komiksy sporo obiecują, ale dają znacznie mniej, niż mogłyby. W obu przypadkach scenarzyści skupili się na multiplikowaniu przygód, zapominając o przekonujących motywacjach i celu, do jakiego zmierza fabuła. „Głębia” ma cztery tomy, a koniec pierwszej odsłony sugeruje, że w końcu jest główny bohater. „Chrononauci” to zamknięta całostka, ale dwóch naukowców ma powrócić. Obu tytułom można dać im szansę, pamiętając jednak, że są ciekawsze lektury.
Chrononauci
sc. Mark Millar, rys. Sean Murphy
Głębia. Ułuda nadziei
sc. Rick Remender, rys. Greg Tocchini
Non Stop Comics 2017
2 komentarze