Z DALEKA OD NIEBA – wywiad z Tym Typem Mesem

Z Piotrem Szmidtem umówiliśmy się pod budką z kebabem. Skracające oczekiwanie palenie co rusz przerywali nam jegomoście w dresach, którzy chcieli wysępić fajki. Gdyby jego życie potoczyło się inaczej, raper noszący ksywkę #TenTypMes mógłby być jednym z tych wysportowanych osobników.

Ponieważ jednak brzmienie funku bliższe mu było niż szelest ortalionu, od ponad dekady deski scen zna równie dobrze, jak te z których kleci się ławki, a jego spostrzeżenia trafiają do notesu z rymami, a nie protokołu przesłuchania. Alternatywny scenariusz życia raper rozważa na swoim najnowszym krążku „Trzeba było zostać dresiarzem”, wydanym w formie książki.

Jesteś typem nostalgika?

Bywam, choć przy ósmej płycie i po przekroczeniu trzydziestki takie tęskne tematy jak rozpamiętywanie tego, że kiedyś było tak, a teraz jest inaczej, trzeba od razu wykasować z edytora tekstu. Ludzie nie chcą słuchać narzekających zgredów. Z maczetą więc przedzieram się przez te nostalgiczne tendencje.

 

Na swojej nowej płycie często się jednak zapuszczasz w przeszłość. W 1989 r. miałeś siedem lat. Jak wspominasz okres przemian?

Pamiętam przestawkę estetyczną. Zakolorowiło się na mieście. Dzieciństwo kojarzy mi się głównie z szarością. Wtedy było chyba mniej farb, więc nie mogło być zbyt kolorowo, a potem nagle wszystkiego było więcej. Ta estetyczna zmiana była ogromna.

 

Nie wszystko było jednak takie kolorowe…

I dlatego najbardziej interesują mnie kontrasty. To, co kryje się pod tymi kolorkami. Dzisiaj ciągle trąbi się o kryzysie. A lata 90.? To dopiero był kryzys, zmieniło się wszystko – od kultury, przez zarobki, bezpieczeństwo pracy, brak jakiegokolwiek socjalu… Ludzie naprawdę musieli sobie radzić sami, nie było becikowego, dopłat z Unii, patentów takich jak wyjazd do Anglii, gdyby nie udało się tutaj. To były bardzo ciekawe czasy.

Napomknąłeś o kulturze. Jak wspominasz czasy przedinternetowe?

Z muzyką byliśmy na bieżąco. Dzięki różnym radiowym audycjom i ludziom, którzy przywozili płyty, nie byliśmy całkiem odcięci od świata. Natomiast jeśli chodzi o filmy i telewizję, Polska w latach 90. wciąż była w dupie. TVP i Polsat puszczały tylko to, co mogły kupić tanio. To jest w ogóle temat na jakąś grubą socjologiczną pracę – jak przy pomocy takiego chłamu można ukształtować społeczeństwo, które tworzy bardzo wartościową sztukę. Nie mieliśmy żadnych problemów z „produkowaniem” dobrych artystów, architektów czy muzyków, a przecież wychowali się oni na „Drużynie A”, japońskich kreskówkach z Polonii 1, na „Kojakach” i „Miami Vice”. Wygląda na to, że można puszczać przeterminowane o 15 lat wytwory zagranicznych telewizji i liczyć na twórczy ferment w artystycznych głowach. To niesamowite.

 

Ale te wszystkie dziwaczne produkcje to nasze dziedzictwo – coś, co nas łączy. Widzisz wśród młodszego pokolenia – dzieciaków, które przychodzą na twoje koncerty – taką wspólnotę kulturowych przeżyć?

Na ostatnich trzech płytach spruwałem się z wszelkich obserwacji dotyczących tego, że ejtisowe dzieciaki miały jakiś kanon. A teraz młodzi mają dostęp do wszystkiego i trudno coś z tego wyciągnąć. Autorytety się gdzieś pochowały, bo wszyscy są przecież blogerami, dziennikarzami i każdy ma opinię. Młodzi ludzie mają problem z odróżnianiem tego, że z jednej strony jest coś, co podpisuje swoim nazwiskiem ekspert w danej dziedzinie, a z drugiej jest komentarz blogera. I jeżeli komentarz jest bardziej zabawny czy błyskotliwy, to oni biorą go za obowiązującą prawdę. Nie zwrócą uwagi na rzetelne informacje, bo są napisane mniej barwnym językiem i trochę bardziej nudne. A bywa tak, że to nudne jest akurat prawdziwe. Przez lata więc wylewałem z siebie negatywne myśli na ten temat. Przy nowej płycie natomiast starałem się znaleźć plusy i już tak się tym nie dołować, zaakceptować to, że kijem Wisły nie zawrócę. Ja słucham muzyki całymi albumami, a kiedy proszę młodszego ziomka z wytwórni, żeby mi coś przegrał, to on zgrywa mi katalog, na który składa się twórczość 100 zespołów. Sam muszę się przez to przekopywać i weryfikować, który to one hit wonder, a którego karierę powinienem śledzić.

Na najnowszej płycie poruszasz trochę inne tematy niż dotychczas.

Kiedy pojawia się taki kawałek jak „Takiego chłopaka” zespołu Mikromusic, wszyscy są w szoku, bo nagle panna śpiewa o tym, że po prostu chce chłopa. W dodatku nie Polaka, więc jest tam element humorystyczny, w polskim popie chyba po raz pierwszy, odkąd Wojciech Młynarski skończył pisać swój ostatni tekst. Słuchacze zachwyceni: ona śpiewa o czymś! Albo Ania Dąbrowska, która śpiewa, że kupi synkowi rower i będzie patrzyła, jak on na nim jeździ, a potem się ten synek zestarzeje i ona będzie miała problem z tym, że on w końcu odejdzie. Kurwa, jaki punch. Ja wiem, że ona ma dzieciaka, nie znam panny, ale to jest moc. I to są dwa kawałki o czymś, nieważne, czy to jest rock’n’roll, czy pop. Stwierdziłem więc, że to jest coś, czego brakuje – proste, codzienne tematy. Jeżeli panna śpiewa, to niech opowiada o tym, że – nie wiem – chodzi na szpilkach i strasznie jej się nie chce, ale wie, że musi dobrze wyglądać, bo prezencja jest częścią jej pracy. Dlaczego nikt nie pisze takich tekstów? Ja jestem tekściarzem i „złotymi czasami” nazywam okres, w którym tworzyli Młynarski, Osiecka, Czapińska i paru innych. Od tamtej pory jest coraz gorzej. Lata 90. jeszcze nie były najgorsze. Edyta Bartosiewicz radziła sobie z językiem polskim, Republika wypuściła „Mamonę”… Wyobraź sobie, że dzisiaj ktoś trafia na pierwsze miejsca list przebojów, śpiewając o tym, że „ta piosenka jest pisana dla pieniędzy”, i ludzie jeszcze to nucą i kupują płyty. To jest nie do pomyślenia teraz, ale wydaje mi się, że powoli odbijamy się od dna. Dnem jest dla mnie takie bezpieczne śpiewanie o niczym. Od dziesięciu lat, co włączę kawałek, to jest on o czymś, co płynie po niebie. Nuda jest komplementem dla polskiego popu, bo wywołuje w tobie chociażby irytację. Ale z popem jest tak, że w taksówce leci radio, wysiadasz i czujesz się tak, jakbyś nic nie usłyszał przez te 20 minut, choć pan zmieniał stację trzy razy. Liczę na to, że teraz wyrwiemy się z tego tekstowego bagna. Więcej Mikromusic! Więcej „Takiego chłopaka”!

Resztę wywiadu z Mesem przeczytacie w najnowszym numerze naszego magazynu

Dodaj komentarz

-->