Czarny romantyzm Actressa

Od lat powszechnie nam panująca retromania, której pokłosiem w mainstreamie są vintage’owe piosenki Adele czy Ani Rusowicz, a na scenie niezależnej industrialowy renesans, w wersji klubowej przybiera wyjątkowo ciekawe formy.

Parkietowa syntetyka, od zawsze oscylująca między house’owymi i technoidalnymi środkami wyrazu, ma wyjątkowo krótki okres inkubacji. W epoce, w której płyty sprzed roku oceniane są pod względem tego, jak zniosły próbę… czasu, a twórcy debiutanckich krążków w ciągu jednego sezonu potrafią stać się „klasykami”, coraz więcej producentów patrzy wstecz. Stosują zabieg podobny do tego, jaki wykorzystywali XVIII-wieczni literaci, którzy swe powieści ubierali w szaty „pradawnych manuskryptów odnalezionych w najgłębszych lochach gotyckich zamczysk”. W przeważającej mierze młodzi elektronicy z lubością pławią się bowiem w szumach, trzaskach i i lo-fi. Sample z mizernej jakości cyfrowych plików, wyłaniające się z morza szmerów zręby różnogatunkowych rytmów, wszechobecne zakłócenia, smutek, melancholia i nostalgia za „dawno” minionymi czasami „prawdziwego” klabingu. Emocja, nie refleksja; cytat, nie dekonstrukcja.

#DarrenCunningham, ukrywający się pod aliasem #Actress, jest jednym z największych mistrzów tego stylu, a nowy krążek, wieńczący tetralogię jego albumów, to jeden z piękniejszych przykładów takiego podejścia. Z przyjemnie szemrzącego niepokoju muzyki Cunninghama wyłaniają się kolejne odniesienia, zwłaszcza do własnych wcześniejszych dokonań. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, skoro „Ghettoville” jest ich zwieńczeniem. Klamrą, spajającą cykl rozpoczęty przez „Hazyville”, zamyka on ciąg przetworzeń i reinterpretacji. I tylko strach się bać, co się stanie, gdy za kilka lat któryś z klubowych newcomerów weźmie dorobek Brytyjczyka na warsztat.

Actress
„Ghettoville”
#Werkdiscs/ #NinjaTune
A!A!A!

Dodaj komentarz

-->